Rozdział 1
"Nowy przyjaciel? Może jednak wróg?"
EDIT: Trochę pozmieniałam, to tu, to tam...
Pociąg do Hogwartu mknął przez las z dużą prędkością.
Słońce dodawało krajobrazowi uroku, wyskakując raz po raz zza drzew.
Niby wpatrzona w widok, ignorowałam wszystko, co niegdyś zapierało mi
dech w piersiach. Albo raczej miałam sprawiać wrażenie zachwyconej. W
tamtej chwili jedynym moim pragnieniem było zakończenie mojego żałosnego
życia. Nauka nie pomagała w znalezieniu odpowiedzi na nurtujące mnie
pytania. Nurtujących mnie od czasów przed Hogwartem. Nurtujących mnie
tak naprawdę od zawsze. Za oknem poza lasem i wzgórzami, czyli tego co
widzieli wszyscy, pojawiały się stwory wyglądające jak nie z tej ziemi.
Jedne włochate, inne w formie płynnej, podobne do glutowatych,
poruszających się, żywych kałuży. Jak przez całe życie, nie zwracałam na
nie najmniejszej uwagi. Przynajmniej się starałam. Ale w tym roku
zmienię swoje życie. A zacznę od podejścia.
- Hermiono? - przerwał moje filozoficzne rozmyślania Harry. No tak,
prawie zapomniałam o siedzących w tym samym przedziale przyjaciołach.
Ale czyich? Na pewno nie moich.
- Tak? - odpowiedziałam uśmiechając się lekko do czarnowłosego.
Opanowałam sztuczne wyrażanie emocji do perfekcji, więc nawet moje oczy
się śmiały. Tylko wewnątrz siebie wiedziałam że to wszystko jest fikcją.
Powód? O tak. Istnieje i to bardzo przekonujący. Moja przeszłość. Lata
mugolskiej szkoły podstawowej oraz sytuacja z trzeciej klasy, czyli
sprzed dwóch lat. To mi przypomina, że w tym roku są SUM'y. Prychnęłam w
myślach. Hermiona na pozkaz, byłaby bardzo zdenerwowana. Ale nie ja. Z
materiałem jestem o wiele dalej.
- Jesteś jeszcze z nami? Zaczynam się martwić... - zaczął
Wybraniec, patrząc na mnie z troską. Nienawidziłam tego spojrzenia.
Nienawidziłam litości. Nie chciałam litości. I przede wszystkim nie
potrzebowałam litości.
- Wszystko w porządku, Harry. Naprawdę. To tylko stres przed
egzaminami. Wiesz, w tym roku są SUM'y. Dodatkowo jestem zmęczona. -
przerwałam mu i na potwierdzenie moich słów szeroko się uśmiechnęłam.
Uspokojony chłopak oparł się wygodniej i wlepił chciwy wzrok w Ginny,
która spała opierając się mnie. Z początku, gdy zasnęła i jej głowa
opadła na moje ramię, napięłam wszystkie mięśnie i zamknęłam oczy
ukrywając przerażenie. Rozluźniłam się dopiero po dobrych kilkunastu
minutach. Ona jest jedyną, której dotyk mogłam jako tako znieść, z
resztą wie o wielu moich tajemnicach. Chyba mogę nazwać ją przyjaciółką.
Kimś dla mnie bliskim i ważnym. Rodziną, której nigdy nie miałam.
Zwierzyła mi się kiedyś, że faktycznie - Harry jej się podobał. Jednak
podkreśliła czas przeszły. W trakcie związku z Deanem nabrała dystansu
do wszelkich przedstawicieli płci brzydkiej. Miała dość ich głupich
zachowań. Nie dziwię jej się. Mnie również nie odpowiada sposób bycia
większości chłopaków. Przeniosłam wzrok w stronę okna. Zaczynało się
ściemniać i lampki w przedziałach zapaliły się. Błysneły jasnym, lekko
żółtym światłem, a ja w szybie zauważyłam odbicie siebie, rudych włosów Ginny,
Harrego, który rozmawiał z Ronem o Quiddichu, najmłodszego Weasley'a
zajadajacego się czekoladowymi żabami... i jakiejś dziwnej czerwono-czarnej
plamy. Odwróciłam głowę w jej stronę. Te małe sprytne stworki wyczuwały,
że mogę je widzieć. Nie było sensu ignorowania ich obecności. Utwiłam
zaintrygowany wzrok w małej, kudłatej istotce z dużymi oczami.
Stworzenie miało dwie smocze nogi ze lśniącymi burgundowymi łuskami.
Jednak reszta ciała była jedną wielką zagadką. I w ogóle nie pasowała do
czerwonych, wręcz arystokratycznych odnóży. Czarne futro stojące na
wszystkie strony i jeszcze oczy wystające na czubku tego dość
oryginalnego tułowia. Nagle z dżungli sierści, tuż pod oczami pojawił
się uśmiech. Zastanawiające. Skąd to dziwaczne stworzonko znało ludzkie
odruchy? Przecież to niedorzeczne. Musiałoby przebywać dłuższy czas z
człowiekiem lub prowadzić dokładną obserwację, a z tego co widziała to
większość z tych istot po prostu istnieje. Nic więcej. Dryfują w
powietrzu, siedzą w jednym miejscu i gapią się w przestrzeń niewidocznym
spojrzeniem. Coś jednak mówiło mi, że nie mogę ich lekceważyć. Tak
samo, jak nie mogę zignorować uśmiechu i wskazywania drzwi przedziału
łapką. Zamyśliłam się. Iść, czy nie? Z jednej strony dziwaczne
egzystencje nie mogły nic mi zrobić i chciałam się czegoś o nich
dowiedzieć, jednak druga część mnie wołała, że jeżeli ktokolwiek
zobaczy, jak rozmawiam sama ze sobą, najprawdopodobniej żywo
gestykulując, to tytuł najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny
Ravenclaw, który od dwóch lat jest moją codziennością w Hogwarcie,
zostanie zdeptany, pogrzebany i zapomniany. Nie do końca przekonana,
zdecydowałam się sprawdzić czego chce ode mnie ta istotka. Ginny, nadal
oparta o moje ramię, była jedyną przeszkodą (nie licząc uciszonej
ciekawością rozsądnej części mojego umysłu). Poruszyła się i mamrocząc
coś niewyraźnie pod nosem wtuliła się we mnie zwiększając powierzchnię
naszego dotyku. Mimowolnie napięłam wszystkie mięśnie, a zimne dreszcze
przerażenia przebiegły mi po plecach. Wzdrygnęłam się. Małe kropelki
potu pojawiły się na moim czole. Ginny czując, że jej poduszka stała się
twarda i drży, obudziła się. Popatrzyła się na mnie zaspanym wzrokiem.
Po kilku sekundach gwałtownie odsunęła się ode mnie. Pisnęłam cicho,
podwinęłam nogi i schowałam głowę między ręce, jakby chroniąc ją od
niespodziewanego ataku. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co
robię. Niepewnie zerknęłam na chłopaków. Grali w Eksplodującego Durnia i
darli się do siebie, tak głośno, że spokojnie usłyszeliby się z dwóch
najbardziej odległych końców boiska do Quiddicha. Nie zwrócili na mnie
najmniejszej uwagi. Odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam się w stronę
przyjaciółki. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, czekoladowymi oczami
przepraszającym, lekko błagalnym wzrokiem. Wyglądała, jakby miała się
rozpłakać. Kiwnęłam w jej stronę i lekko się uśmiechnęłam.
- Idę się przejść. - wykazałam głową na, w tym momencie zamknięte,
rozsuwane drzwi przedziału. Uśmiechnęła się delikatnie, bojąc się mojej
reakcji. Wyszczerzyłam się jak głupia, a ode mnie promieniowało
fałszywe, sztuczne ciepło. Moje umiejętności aktorskie były idealne.
Nawet Ginny wierzyła w każdy mój gest. Nikt nigdy nie poznał mojego
prawdziwego "ja". Wewnątrz przeklinałam się za wszystkie moje odruchy.
Jak miałabym się wytłumaczyć na przykład Harry'emu albo Ronaldowi? Ginny
rozumie, że nie chcę o tym rozmawiać i nawet mnie o to nie pyta.
Akceptuje. W ciszy i bez sprzeciwu. To w niej uwielbiam. Jednak Złoty
Chłopiec rzucałby w moją stronę tylko więcej zmartwionych,
znienawidzonych przeze mnie spojrzeń, a Ronald... Cóż, najpewniej
obraziłby się na mnie, jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki
albo ulubionego cukierka. Westchnęłam jeszcze raz. Wstając zerknęłam na
istotkę, która widząc moje zaciekawione spojrzenie pełne pytań,
podskoczyła i zapiszczała cichutko. Otworzyłam drzwi i zrobiłam krok do
przodu. Nie wiedziałam, jak bardzo zmieni to moją przyszłość.
Czytasz? Zostaw za sobą ślad, w postaci komentarza!!
~ Kuroka